Prosta czynność wyszywania przybiera w Jedwabnej opowieści formę procesu pełnego dramaturgii. Obraz wypełniony jest kolejnymi emocjami: napięciem z powodu niewielkiego rozdarcia kunsztownie wykonanego welonu, spokojem w harmonijnych ruchach igły, wreszcie spełnieniem na twarzach kobiet pracujących obok siebie w ciszy i skupieniu.
Jedwabną opowieść rozpoczyna powolna jazda kamery prowadzona z żabiej perspektywy. Widzimy grudki ziemi, a następnie kapustę zrywaną przez młodą dziewczynę gdzieś na francuskiej prowincji. To żmudna praca – bohaterka ociera brudne czoło i z trudem niesie ciężki kosz. Jednocześnie obraz żyje swoim błyskotliwym pięknem – lśniąca burza rudych loków na jej głowie wybija się z otaczającej zieleni i brązu. Kiedy idzie wzdłuż rzędów pustego pola, kamera, równie dobrze jak piękno, filmuje jej samotność. Z takich okruchów codzienności debiutująca reżyserka Éléonore Faucher wyłania obraz rzeczywistości bohaterki.
Claire ma siedemnaście lat i oczekuje dziecka. Pracuje w supermarkecie, ale ma także pasję – haft artystyczny. Kiedy jej stan staje się coraz bardziej oczywisty dla otoczenia, ukrywa się w rodzinnej miejscowości. Podejmuje pracę u pani Mélikian, szyjącej dla najlepszych francuskich projektantów mody. Kobieta straciła niedawno syna w tragicznym wypadku motocyklowym, w którym udział brał również Guillaume, brat jej najlepszej przyjaciółki.
Idea macierzyństwa wydaje się Claire obca. Wolałaby raczej, żeby dzieci znajdowało w kapuście, którą zbiera w pierwszych scenach filmu. Pomimo oczywistych oznak, z trochę infantylną determinacją ignoruje zmiany zachodzące w jej organizmie i długo nie wykonuje badania USG. Wzrost wagi tłumaczy znajomym chorobą nowotworową. Znamienne jest to, że nienarodzone dziecko traktuje jako intruza, niemal rujnującego jej życie. Drobne gesty podczas pierwszej wizyty u ginekologa świadczą o metamorfozie, jaka się w niej dokonuje. Claire niechętnie zdejmuje ubranie, unikając spoglądania na swoje ciało, odwraca także wzrok od ekranu USG, ale kiedy słyszy bicie serca swojego dziecka, jej wzruszenie widać po łzie spływającej po policzku.
Umiłowanie Éléonore Faucher do szczegółu znajduje swoje najpełniejsze odzwierciedlenie w haftach tworzonych przez kobiety. Prosta czynność wyszywania przybiera w Jedwabnej opowieści formę procesu pełnego dramaturgii.
Przełom następuje dopiero podczas rozwijającej się relacji z panią Mélikian. Kobiety zostały w jasny sposób skontrastowane wizualnie. Claire – nastolatka z burzą loków, uroczymi piegami na twarzy, ubrana w ukrywające coraz większy brzuch zielony sweter i turkusowy płaszcz oraz pani Mélikian – dojrzała kobieta w średnim wieku, która nie pokazuje się nikomu nieumalowana i nieuczesana. Tylko z pozoru dzieli ich przepaść. Braki w kontaktach z matką zastępuje Claire pogłębiająca się relacja z panią Mélikian, która zaczyna się nią opiekować. Jedyne, co łączy dziewczynę z rodzicielką to… kradzież kapusty, którą dziewczyna sprzedaje za królicze futra – tkaninę do szycia. Jedyny ich kontakt to przestępstwo. Różnica charakterów pomiędzy kobietami jest oczywista. Wyraźnie został zarysowany kontrast pomiędzy bezpośrednią w kontaktach z ludźmi matką, a wyszywającą artystyczne hafty córką. Gdy dochodzi do ich spotkania, wycofana i małomówna Claire zostaje zasypana potokiem skarg matki, która w ogóle nie zauważa jej ciążowego brzucha. Nie widzi także łzy spływającej po policzku córki.
Natomiast z panią Mélikian łączy dziewczynę relacja emocjonalna oparta na wspólnej pracy i pasji związanej z haftem artystycznym. Kobieta od razu zauważa ciążę dziewczyny, ale nie komentuje, zachowuje powściągliwość. Choć przeżywa śmierć syna, udaje jej się pokochać ciężarną Claire i zapewnić poczucie bezpieczeństwa przyszłej mamie. Korzyści płynące z tej znajomości są obopólne. Nie przez przypadek dziewczyna podarowuje pani Mélikian czerwoną szminkę, która symbolizuje (tak jak welon ślubny szyty przez nastolatkę) radość życia – pragnienie obu bohaterek. Tego typu skrawki codzienności, subtelne, ale jednoznaczne zmiany na lepsze, stanowią fundament ich relacji, a także ewolucji bohaterek. Claire odnajduje w sobie wewnętrzną przestrzeń zdolną pomieścić jej dziecko, a idea macierzyństwa zostaje w jej umyśle skonkretyzowana.
Ich dialogi to tylko wymiana najpotrzebniejszych informacji. Rozmowy są urywane, nim zdążą się rozwinąć. Faucher skupia się na opowiadaniu obrazem. Jej film celebruje okruchy codzienności, drobiazgi widoczne pod lupą, której funkcję przejęła kamera. Nic dziwnego, że ukochanym planem reżyserki pozostają zbliżenia, które najlepiej potrafią pokazać to, co niewidoczne na pierwszy rzut oka. Dla operatora ważny jest pojedynczy koralik i nakładany na dłoń żel. Delikatne oświetlenie wydobywa z twarzy istotę ich piękna. Eksponowana jest także uroda grającej główną rolę Loli Naymark. W jej wyglądzie Faucher widzi raz renesansową Madonnę, a innym razem piękność z obrazów prerafaelitów, natomiast ubrana w niebieski turban przypomina słynną Dziewczynę z perłąJana Vermeera. Film mnoży malarskie nawiązania, wydobywając z rzeczywistości ponadczasowy wdzięk.
Umiłowanie Éléonore Faucher do szczegółu znajduje swoje najpełniejsze odzwierciedlenie w haftach tworzonych przez kobiety. Prosta czynność wyszywania przybiera w Jedwabnej opowieści formę procesu pełnego dramaturgii. Obraz wypełniony jest kolejnymi emocjami: napięciem z powodu niewielkiego rozdarcia kunsztownie wykonanego welonu, spokojem w harmonijnych ruchach igły, wreszcie spełnieniem na twarzach kobiet pracujących obok siebie w ciszy i skupieniu. Operator Pierre Cottereau filmuje hafty niczym prawdziwe dzieła sztuki. Różnokolorowe koraliki lśnią w przyćmionym świetle piwnicy swoim własnym, niepowtarzalnym blaskiem. Ich misterna konstrukcja przypomina rodzaj zaklęcia przeciwko śmierci i rozpaczy, przywołującego nadzieję i marzenia potrzebne obu bohaterkom. Hafty to w końcu doskonała, uniwersalna metafora życia – coś zwyczajnego, malutkiego, zmienia się w przedmiot o niezwykłym pięknie i wielkiej wartości. Nawet jeśli haft zostanie rozpruty, zawsze będzie można go naprawić, tak, jak pogmatwane ludzkie relacje da się wyprostować – konstatuje optymistycznie Faucher.