Autorka zaprasza czytelników do przejścia się po labiryncie odniesień do tego, co każdemu wydaje się znane, jednak niespodziewanie odsłania swą wieloznaczność, przez co pozwala nam na spojrzenie z nowej, nieoczywistej perspektywy, wzmaga czujność i nieufność wobec tego, co wydaje się swojskie. Poetka zdejmuje ze świata zasłonę, jaką jest język – pokazuje, jak łatwo poddać go manipulacji. Rozbić. Zmienić. Ujawnić iluzję i jednocześnie ją stworzyć.
Otwierasz książkę i wchodzisz do świata ze słów. Nieprawda. Otwierasz książkę i wychodzisz ze świata (ze) słów. Świat złożony jest ze zdań i mitów, ze snów, które wszyscy śnią wspólnie. W to mrowisko wkłada kij Jola Nawrot. W swoim debiutanckim tomiku Płonące główki, stygnące stópki pokazuje, że można wejść między słowa i rozbić utarte znaczenia. Wprowadza w lekki niepokój. Wywraca język do góry dnem, bo, jak się okazuje, język (prawie) zawsze ma drugie dno. Tak jest na przykład w wierszu Noce i dnie, dnie i noce, coś pośrodku, w którym już sam tytuł wskazuje na to, że (zwykłe) słowa, nazwy nie wystarczają. Co jest pomiędzy dniem a nocą? Co jest pomiędzy i pośrodku? Pomiędzy płonącymi główkami a stygnącymi stópkami. Życiem i śmiercią.
(…)
Gram palcami na naczyniach krwionośnych, ale brzmią
głucho. No to się zmywam. Do krwi. Topią się okruszki chleba.Wyczesać je? Wyłowić? Tak z sercem? Rano wypływają
Na powierzchnię pościeli. Wchodzą na szczytjęzyka. I wiesz, co ci powiem? Język ci powiem.
Coś pomiędzy. Coś pośrodku.
(…)(Noce i dnie, dnie i noce, coś pośrodku)
Bohaterowie tomu: Yeti, Jezus, Pan Cogito i Pani Cogito zamieniają się rolami, wchodzą w nowe role i udowadniają, że nawet kanoniczne opowieści można przedstawić od innej strony. Od podszewki. Od podszewki języka. Poprzez rozrywanie znanych powiedzeń, frazeologizmów, idiomów, Nawrot ukazuje, że człowiek nie jest do końca zadomowiony w świecie, który próbuje ujarzmić i oswoić słowami, nadawaniem im znaczenia. Dziewczynka kupuje mleko:
(…)
W łazience stara się wejść w ramy, ale dopada ją
głęboki vermeer. I jest mlecznym dzieckiem,
które zęby myje powoli, dokładnie. Nie omija dziur,to nimi gryzie ból.
To, co znane z codzienności, fragmenty rzeczywistości współczesnego człowieka, otrzymuje nowe sensy, a sensy tworzą się oczywiście w przestrzeni języka. A język człowieka zawsze jest cudzym językiem i poetka potrafi to wyeksponować:
Przyłapana na gorącym uczynku lania wody wokół.
Wszędzie uwodzenie. Tam, gdzie wodzi oczyma,
stado wilków, starych wyjadaczy. Przyziemne gniazda. Wysłowienie
w cudzym języku. Tuż nad ziemią latają i moje słowiki.
(…)(Wyspa w cudzysłowie)
Poetka zdejmuje ze świata zasłonę, jaką jest język – pokazuje, jak łatwo poddać go manipulacji. Rozbić. Zmienić. Ujawnić iluzję i jednocześnie ją stworzyć.
W wierszach Joli Nawrot przewijają się znane motywy i obrazy. Różne elementy kultury korespondują ze sobą – mamy tu McDonald obok Pana Cogito, Yeti obok Adama i Ewy, fragmenty piosenek z telenoweli i nawiązania do filmów. Jezus zostaje znaleziony w poznańskiej świątyni (w jednym z krótkich wierszy), „Pani Cogito gotuje mężowi obiad” (utwór Dodaj tytuł). Autorka zaprasza czytelników do przejścia się po labiryncie odniesień do tego, co każdemu wydaje się znane, a jednak niespodziewanie odsłania swą wieloznaczność. Pozwala to na spojrzenie z nowej, nieoczywistej perspektywy, wzmaga czujność i nieufność wobec tego, co pozornie jest swojskie. Poetka zdejmuje ze świata zasłonę, jaką jest język – pokazuje, jak łatwo poddać go manipulacji. Rozbić. Zmienić. Ujawnić iluzję i jednocześnie ją stworzyć. Poezja udowadnia nam, że język to iluzjonista. Płonące główki, stygnące stópki to propozycja spójna i przemyślana.
Jola Nawrot w swoim debiucie nie oszczędza słów (z wyjątkiem trzech małych form lirycznych) i można powiedzieć – nie oszczędza czytelników. Jej tomik zdobędzie uznanie u tych, którzy potrafią docenić misterną, językową grę, u tych, którzy lubią wykrywać nowe sensy z każdym wersem. Nie jest to propozycja dla czytelników, którzy wolą prostsze rozwiązania (jakiekolwiek by one nie były), dla których poezja, paradoksalnie, czasem musi mówić o czymś bardzo wyraźnie i nie ukrywać tego w gęstwinie języka. Ani pierwszym, ani drugim nie przyznaję wyższości. W tym przypadku jestem jednak po stronie pierwszych.
Książka-lauretka konkursu poetyckiego im. Klemensa Janickiego to świadectwo panowania nad słowem i znajomości tekstów kultury. Połączenie cechujące wielu (większość) poetów. To nie szkodzi. Pozwólmy na małe czary-mary ze słów. W poezji Joli Nawrot to właśnie znajdziemy. Zgódźmy się na czarowanie, zgódźmy się na iluzję.
Jolanta Nawrot, Płonące główki, stygnące stópki, wydawnictwo WBPiCAK, Poznań 2015.