Szkic

Na początku było zbite lustro

photo-1433215735557-911693026827

fot. P. Trikutam / Unsplash

O czym opowiada zimowa baśń Andersena? O zagubieniu (się) Kaja, o pięknym dążeniu Gerdy, o dorastaniu dzieci. Ale też o świecie, w którym coś się stało. Raz stało się niepostrzeżenie i daleko, jak daleko od ziemi znajduje się niebo, by stawać się wiele razy, bez końca, tak blisko, jak blisko oka znajduje się – kryształowa – łza.

Siedem opowieści i więcej niż siedem sensów. Siedem to doskonałość. Jednak nawet ona nie zastąpi indywidualnej lektury i towarzyszących jej wrażeń oraz budowania znaczeń. Opowieści są z sobą połączone fabularnie, ale czasami domagają się osobnego potraktowania, chwilowego zbłądzenia na ścieżkę jednego fragmentu. Andersen siedmioczęściowo skonstruował swoją Królową Śniegu 1.

Niech zaczyna się opowieść pierwsza. Opowieść pierwsza, która mówi o lustrze i okruchach.

Fragment, kawałek, część. Część pasująca i niepasująca do całości. Część, która należała do całości, a teraz sama musiała stać się swoją własną, nową całością. Z konieczności – czyli z upadku. Konsekwencją tego jest rozbicie. Lustro, odwracające rzeczywistość lustro, musiało się rozbić. Stawało się cięższe, im wyżej ku niebu było wznoszone przez trolle. Im bardziej wzrastała pycha złośliwych istot, tym bardziej ich rechot powodował drżenie niepewnej tafli. Tak się stało, tak się zbiło, zaczęło śnieżyć. Teraz kawałek może odbijać się w kawałku. Siła zwierciadła nie została unicestwiona, ale powielona w nieskończoność.

*

Rozbiło się na setki milionów, bilionów, a nawet więcej drobinek i narobiło tym jeszcze więcej złego niż przedtem, bo niektóre okruchy były mniejsze od ziarenek piasku i fruwały po całym wielkim świecie, a gdy komuś jakiś wpadł do oka, to już tam zostawał, i odtąd ludzie widzieli wszystko źle lub dostrzegali tylko to, co w jakiejś sprawie było niegodziwe, bo każdy maleńki okruszek miał te same złe moce, co całe lustro 2.

*

O czym więc opowiada ta zimowa baśń Andersena? O zagubieniu (się) Kaja, o pięknym dążeniu Gerdy, o dorastaniu dzieci. Ale też o świecie, w którym coś się stało. Raz stało się niepostrzeżenie i daleko, jak daleko od ziemi znajduje się niebo, by stawać się wiele razy, bez końca, tak blisko, jak blisko oka znajduje się – kryształowa – łza. Królowa Śniegu – jeśli uważnie przeczytać początkową opowieść – może być baśnią o rozbiciu nie tylko lustra, ale i międzyludzkich relacji i całościowego obrazu świata. Zostaje fragment – obsesja fragmentu – i próba odzyskania całości. I jeszcze wiara, że jest to możliwe. Wierzy Gerda, dziewczynka-przeciwko-rozpadowi-świata. Inaczej do całości dąży Kaj. Omamiony lustrzanym złudzeniem chłopiec zamknięty w pałacu Królowej rozwiązywał rozumową, lodową łamigłówkę. Z kawałków zamarzniętego jeziora usiłował ułożyć słowo wieczność. Udało mu się dopiero, gdy przyszła Gerda. To ona była brakującym elementem, tą, która musiała przyjść, by coś mogło się w końcu wydarzyć.

*

Było to tak wspaniałe, że nawet kawałki lodu dokoła nich tańczyły z radości, a gdy już zmęczone opadły, utworzyły właśnie te litery, o których Królowa Śniegu mówiła, że jeśli Kaj je ułoży, to zostanie panem samego siebie, a ona mu da cały świat i parę łyżew 3.

*

W ten sposób – przez zbite lustro, przez fragment – Królową Śniegu Andersena przeczytało dwóch autorów. Maciej Woźniak w wierszu Śmiech w Wenecji (z tomiku Ucieczka z Elei 4) oraz Robert Jarosz w dramacie Śnieży 5. Zbite lustro jest kategorią, która organizuje tak budowę, jak i tematykę obu tekstów. W obu przypadkach treść i forma na siebie oddziaływają. Rozpad i próba scalenia stają się nie tylko tematem, ale i tym, co determinuje sam akt tworzenia. Zbite lustro okazuje się swoistą poetyką, a widz zostaje zaproszony do współtworzenia, współbudowania i współrozbijania poszczególnych fraz. Oparte na chwiejnej i niepewnej konstrukcji znaczenia są w stanie nieustannego zagrożenia, ale także w ruchu znaczeń i sensów.

*

Tło promieniuje od wielkiego lustra,
Ono się zbiło na samym początku 6

*

Wiersz Wożniaka jest kompilacją czternastu wersowych całostek. Fragmenty są ze sobą połączone według zasady, którą można odkryć, analizując budowę poszczególnych strof. Pojawiają się tam pewne prawidłowości, które pozwalają do pewnego stopnia przewidzieć, jak mogłaby brzmieć kolejna zwrotka. Obowiązuje tu kilka zasad: każda strofa ma cztery wersy, drugi wers strofy rozpoczyna kolejną, ostatni wers staje się trzecim wersem następnej. W każdej części mamy więc – w stosunku do poprzedniej – dwa już znane wersy i dwa nowe:

Tło promieniuje od wielkiego lustra, (1)
ono się zbiło na samym początku, (2)
nie tędy droga, którędy się mówi, (3)
nawet się mówi, że nie tędy droga. (4)

Ono się zbiło na samym początku (2)
to lustro, które pragnie być fenickie, (5)
nawet się mówi, że nie tędy droga (4)
za gęstą szybę jakby całą z kitu. (6)

To lustro, które pragnie być fenickie, (5)
kiedy zapałka błyska z dziewczynkami, (7)
za gęstą szybę jakby całą z kitu (6)
smutno się patrzą chłopcy z płaczu po nich. (8)

Kiedy zapałka błyska z dziewczynkami, (7)
lustro potrafi być tylko weneckie, (9)
smutno się patrzą chłopcy z płaczu po nich, (8)
całą pomocą są drzwiczki apteczki. (10)

Lustro potrafi być tylko wenecki, (11)
szkło się przeżuwa aż zaklei usta, (13)
flippery tłuką w srebrną kulkę echa, (12)
twarz błyszczy w wiadrze ciągniętym ze studni. (14)

Inaczej dzieje się w strofie ostatniej:

Szkło się przeżuwa aż zaklei usta, (13)
nie tędy droga, którędy się mówi, (3)
twarz błyszczy w wiadrze ciągniętym ze studni, (14)
tło promieniuje od wielkiego lustra. (1)

Tu tekst zaczyna się zapętlać. W drugim i czwartym wersie nie pojawiają się nowe frazy, ale powtórzenia w zmienionej kolejności z pierwszej części. Fragment odbija się we fragmencie, a konsekwencja konstruowania kolejnych zwrotek zostaje naruszona. W ten sposób powstaje klamra, którą stanowi fraza: „tło promieniuje od wielkiego lustra” (1). Możemy uznać, że to zamknięcie, dojście do punktu wyjścia to potwierdzenie siły zbitego lustra. Możemy także przyjąć, że to nie koniec, a ciąg dalszy, początek nowej gry. Wcześniej kolejne wersy stopniowo „schodziły”, teraz rozpoczyna się po schodach wiersza droga do góry, ku początkowi. Znając zasadę, zaczynamy konstruować kolejną strofę. Nie ma już nowości, jest powrót oraz zwierciadlane powtórzenia i odwrócenia.

Wiersz Woźniaka staje się też pytaniem o akt twórczy. Czy zostało nam już tylko powielanie oraz złudne przekonanie o nowości i świeżości, podczas gdy to tylko miraż i złudzenie? W Śmiechu w Wenecji obijają się – niedokładnie i fragmentarycznie – teksty znane, już przeczytane i usłyszane, ale odbite w zniekształcającym lustrze (cała pomoc, zapałka błyskająca z dziewczynkami).

W końcu zaczyna odbijać się sam w sobie z lustrzaną odwrotnością na poziomie treści i formy. Wersy nieparzyste pierwszej strofy stają się parzystymi strofy ostatniej oraz zmieniona zostaje ich kolejność. To już koniec, czy trzeba grać dalej? Odpowiedź zna chyba tylko Gerda. Jednak jej fragmentu u Woźniaka jeszcze nie ma.

*

Więcej niż milion kawałków. Ostry pył szklany, przez wiatr rozdmuchany, niczym śnieg zaczął padać. Pokrywa wszystko i wszystkich. Śnieży 7.

*

Śnieży Roberta Jarosza składa się z jedenastu fragmentów. Nie zostały nazwane scenami, a tylko oddzielone od siebie gwiazdkami. W ten sposób tworzy się mozaika. Mieszają się fragmenty światów bohaterów przychodzących z różnych porządków. Postaci z opowieści Andersena – złośliwy troll, dziewczyna z zapałkami, Królowa Śniegu, Kaj i Gerda – pojawiają się pomiędzy osobami ze światów kreowanych w tekście – rzeczywistości Ojca i Córki, do której wkraczają bohaterowie z(za) telewizora. Kolejną przestrzeń wprowadzają figury błyszczących dzieci, Złotej i Srebrnego, o niepewnym statusie ontologicznym (może jak wszyscy bohaterowie?), które rozszerzają zastane realia o metarefleksję dotyczącą teatru. W końcu wybrane fakty z życia Andersena są opowiadane przez kolejne sceny, a echa jego biografii zaplątują się w tożsamościach bohaterów.

Odpowiedzialne za pomieszanie światów jest lustro. Jarosz nie daje jednoznacznej odpowiedzi, jak można je rozumieć. Dotyczy to metaforycznego zwierciadła trolli, ale także padającego śniegu, który składa się z nieskończenie wielu lodowych kryształków, okiennych szyb i ekranów popsutych telewizorów. Wszystkie te tafle – całe i rozbite – mają moc rozdzielać ludzi, albo tworzyć iluzję bliskości.

Jedno z pytań, które zwierciadłu stawia Jarosz, dotyczy osoby twórcy, Andersena, którego biografia jest jednym z problemów Śnieży. Kim był duński baśniopisarz? Albo raczej: jakiej opowieści o życiu autora Królowej Śniegu chcemy? Odpowiedzi na to pytanie szukamy od początku wraz z bohaterami, którzy próbują opowiadać jego biografię. Tożsamość zostaje rozgrywana i rekonstruowana. Wreszcie okazuje się niedostępna. Choć poszczególne scenki z życia mogłyby coś powiedzieć o twórcy, to jednak są zapośredniczone poprzez teatr wewnątrz dramatu. W końcu fakty o życiu Andersena z całą stanowczością wypowiada dopiero Zły Czarodziej. Ten sam, który tłucze lustro i miesza taśmy.

*

Za chwilę zacznie śnieżyć, proszę nie regulować odbiorników 8.

*

Zaczyna się lodowa gra. Wystarczy tylko (tylko?) wziąć pierwszy kawałek. Tak proste. Jeszcze łatwiej przeoczyć to, co istotne, skaleczyć się, pozwolić zagubić się małemu fragmentowi. A o to przecież chodzi w tej grze. O kawałek. Najmniejszy.

Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterEmail this to someonePrint this page

Przypisy:

  1. H. Ch. Andersen, Królowa Śniegu. Baśń w siedmiu częściach, tłum. B. Sochańska, Poznań 2006, s. 299-325.
  2. Ibidem, s. 299-300.
  3. Ibidem, s. 323.
  4. M. Woźniak, Ucieczka z Elei, Poznań 2010.
  5. R. Jarosz, Śnieży, „Nowe Sztuki dla Dzieci i Młodzieży”, red. Z. Rudziński, nr 33/2012.
  6. M. Woźniak, Śmiech w Wenecji, [w:] idem, Ucieczka z Elei, Poznań 2010, s. 33.
  7. R. Jarosz, Śnieży…, s. 16.
  8. Ibidem, s. 35
Dział: Szkic

Joanna Żygowska

Ur. 1992. Studentka polonistyki (specjalność operologiczna), absolwentka teatrologii. Uważa, że tym, czym naprawdę warto się zajmować (naukowo, zawodowo, życiowo, jakkolwiek) jest sztuka dla dzieci. Lubi teatr, który współdziała z wyobraźnią widzów.