Kino

Okruchy słów w „Milczeniu morza” Jean-Pierre’a Melville’a

81rZJYaDrzL._SL1500_

Znany przede wszystkim z zaadaptowania na francuski grunt amerykańskiego kina gangsterskiego i nadania mu wyjątkowego, autorskiego sznytu – Jean-Pierre Melville, rozpoczynał swoją twórczość filmami, odbiegającymi znacznie od tej formuły. To, co charakteryzowało jednak jego późniejszą twórczość, czyli maksymalne ograniczenie dialogu i asceza stylu filmowego, zapowiedziane zostało w pewnym stopniu już w  roku 1949. Wtedy francuski filmowiec debiutował filmem Milczenie morza. Znaczący wydaje się fakt, że już pierwszy obraz tego twórcy zawiera w tytule właśnie owo milczenie, które wybrzmi z wielką siłą w późniejszych produkcjach.

Milczenie morza to ekranizacja noweli Vercorsa, francuskiego pisarza, członka ruchu oporu w czasie II wojny światowej. Autentyczność zawartych w niej przeżyć sprawiła, że z czasem zaczęła cieszyć się we Francji powszechną estymą. W pewnym momencie nadano jej nawet miano Biblii Ruchu Oporu. Aby zrozumieć dlaczego Melville’a zainteresowało przeniesienie powieści na ekran, należałoby szerzej spojrzeć na jego dzieła dotykające tematyki wojennej. Poza Milczeniem morza do nieoficjalnej trylogii zaliczyć należy Księdza Leona Morina (1961) oraz Armię cieni (1969). Filmy realizowane w  dużej rozpiętości czasowej, łączy jednak optyka, którą przyjmuje twórca. Wszystkie opowiadają o codzienności wojennej z  perspektywy ludzi, którzy nie biorą bezpośredniego udziału w działaniach frontowych. Zamiast bitewnych pól mamy więc ciasne pokoje tych, którzy pozostali w domach; zamiast dowódczych komend – dywagacje na temat rzeczywistości okupacyjnej; zamiast otwartej walki – konspirację.

Perspektywa, która interesowała Melville’a, korespondowała więc z tym, co zawarł na kartach swojej noweli Vercors. Film opowiada historię niemieckiego oficera Wernera von Ebrennaca, który zostaje zakwaterowany w domu dwójki Francuzów (określanych jako wuj i siostrzenica). Większa część akcji rozgrywa się w czterech ścianach, oświetlanego przez dogasający w kominku ogień, niewielkiego pokoju, w którym wuj z siostrzenicą spędzają wspólnie wieczory. Podczas każdego z nich, zamieszkujący w pokoju na górze oficer odwiedza swoich gospodarzy i snuje długie opowieści, próbując nawiązać z nimi nić porozumienia. Odpowiada mu jednak tylko uparte milczenie. Ani razu monolog nie zostaje przekształcony w rozmowę. Podczas długich wypowiedzi jednej ze stron, druga milczy, odmawiając jakiejkolwiek interakcji.

Milczeniu morza mówi się więc dużo, ale są to tylko okruchy słów. Znaczenia, które ze sobą niosą okazują się wyjątkowo wątłe. Mikrodramat trójki bohaterów zamkniętych w klaustrofobicznej przestrzeni, obrazuje dramat okupacji całego narodu. Słowa wypowiadane przez oficera – miłośnika francuskiej kultury i sztuki –  okazują się znaczące w obliczu milczenia Francuzów. Jego słowa wydają się zdolnymi do omamienia słuchacza. Bez wątpienia kluczowe znaczenie ma tutaj postawa mówiącego. Jego nienaganne maniery i delikatny ton wypowiedzi sprawiają, że bohater jawi się jako wielki esteta i idealista, pragnący przede wszystkim braterstwa wielkich narodów. Każde z jego wieczornych odwiedzin rozpoczyna nieśmiałe pukanie do drzwi. Oficer nigdy nie ma pretensji do swoich gospodarzy o to, że mu nie odpowiadają. Nigdy nie ingeruje, nie próbuje dociekać przyczyn tego zachowania. Ambiwalencję jego postaci Melville kształtuje na każdym poziomie filmowego opowiadania. Z faktyczną treścią słów kontrastuje łagodny wyraz twarzy. Co jakiś czas mamy też przebitki na detale. Zaciskające się w zdenerwowaniu dłonie czy smutne oczy, które sprawiają, że jednoznaczna ocena bohatera okazuje się dla widza bardzo trudna.

Patrycja Włodek, pisząc o Milczeniu morza, trafnie analizuje postawę Ebrennaca: „w swojej elokwencji, pasji i niekłamanej wierze we własne słowa nie dostrzega, że konflikt jest nierozstrzygalny w najgłębszym, fundamentalnym sensie. Von Ebrennac wyznaje bowiem zasadę, że przemoc i wojna mogą być usprawiedliwione, że czasem «najplugawsza stręczycielka zajęta jest przy narodzinach najszczęśliwszego związku»” 1. Braterstwo osiągnięte przy pomocy brutalnej, siłowej perswazji okazuje się w oczywisty sposób niemożliwe do zaakceptowania dla okupowanego narodu. Bierność i brak reakcji, a przede wszystkim uporczywe milczenie ze strony wuja i siostrzenicy, to jednak jedyna forma buntu, na jaką mogą sobie oni pozwolić, wyraz dumy i niezłomności w obliczu niewyobrażalnego zagrożenia. Cywilizację reprezentują wuj i siostrzenica, a milczą, ponieważ „nie przystoi kulturze mierzyć się z tym co nieludzkie” 2.

To również nie czyny, ale słowa, sprawią, że postawa i poglądy Ebrennacka ulegną zmianie.  Podczas kolejnej wizyty w Paryżu zaczyna on dostrzegać codzienność i trud życia mieszkańców okupowanych terenów. Ostatecznym wstrząsem okazuje się jednak starcie z poglądami innych niemieckich oficerów, którzy w okrutnie bezpośredni sposób uświadamiają bohatera co do faktycznego stanu rzeczywistości. W brutalnych i cynicznych słowach ujawniają oni prawdziwą naturę prowadzonych działań, których celem ma być całkowite upokorzenie narodu i zniszczenie jego kultury. Ebrennack nie zostaje więc zderzony z realnością działań frontowych, która mogłaby wpłynąć na jego postawę, ale z prawdziwym obliczem ideologii.

Przemieniony bohater decyduje się jednak na pokierowanie swoim losem na tyle, na ile jest to jeszcze możliwe. Po wizycie w Paryżu zgłasza się jako ochotnik na front wschodni, co jest jednoznaczne z popełnieniem samobójstwa. Czyn ten należy zapewne interpretować jako zasadniczy zwrot w jego postawie i poglądach. Wzięcie udziału w działaniach wojennych, przeniesienie się ze sfery słów do działań oznacza dezercję – jedyną, na jaką bohater może sobie pozwolić. Patrycja Włodek zwraca uwagę na otwartość w interpretacji jego czynu, który może oznaczać „z jednej strony wierność wyznawanym zasadom, czego konsekwencje są przeważnie tragiczne (…) Z drugiej jednak strony (…) zgłoszenie się na front wschodni nieuchronnie oznacza mękę i agonię. Śmierć jest jedynym lekarstwem na traumę oficera – to ona odegna świadomość tego, w czym brał udział. Jest też najwyższą ofiarą i formą pokuty” 3.

Wierność wyznawanym zasadom i związane z tym tragiczne konsekwencje to motyw pojawiający się w niemal każdym filmie Melville’a. Nieugiętość wobec narzucanych sobie ograniczeń w pełni wybrzmiewa w postaci kreowanej przez Alaina Delona w kolejnych filmach reżysera. Podobna postawa będzie cechowała postaci z Armii cieni. W tym, być może najwybitniejszym, filmie reżysera hołd składanym bohaterom ruchu oporu, nie będzie oznaczał pozbawienia ich działań cech pewnej moralnej dwuznaczności. Ambiwalencja w ocenie postaw wybrzmiewa tam z jeszcze większa mocą, podobnie jak cisza, przez którą przebijają się tylko pojedyncze słowa.

Chwilę przed wyjazdem na front Ebrennac znajduje gazetę otwartą przez gospodarza domu na stronie, na której widnieją słowa: „Jest szlachetną rzeczą, gdy żołnierz nie usłucha zbrodniczego rozkazu”. Ostatecznie dochodzi więc do komunikacji pomiędzy bohaterami, można się nawet pokusić o stwierdzenie, że Ebrennac został przez adresatów swoich monologów w pewien sposób zrozumiany – w perspektywie dramatu, który przeżywa. Komunikacja odbywa się jednak bez słów. Te padną dopiero w jednej z ostatnich scen. Kiedy oficer wyjeżdża na front, zostanie pożegnany krótkim Adieu,które wprowadza ostateczny zwrot w trudnej relacji między bohaterami.

Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterEmail this to someonePrint this page

Przypisy:

  1. P. Włodek, Trauma wojenna w filmach Jean-Pierre’a Melville’a, „Kwartalnik Filmowy” 2008, nr. 61, s. 90.
  2. P. Włodek, op. cit., s. 90.
  3. Tamże, s. 93.
Dział: Kino

Adrian Jankowski

Ur. 1990. Student filmoznawstwa i kultury mediów, absolwent filologii rosyjskiej. Specjalizuje się w całodobowym pochłanianiu bodźców audiowizualnych, pochodzących ze źródeł wszelakich.