fot. M. Seddon / Unsplash
Zwierzęta gościły w literaturze europejskiej i światowej właściwie od jej zarania: jako towarzysze ludzi, postacie bóstw, omeny. Zarówno mityczne, jak i biblijne początki człowieka wiążą się z obecnością fauny (nie wspominając o teorii ewolucjonistycznej), co pozwoliło Eleazarowi Mieletinskiemu określić ów pierwotny stan ludzkości jako „jeszcze-nie-wyodrębnienie” z natury. W kontekście dzisiejszych badań nad zwierzętami, animal studies i teorii posthumanizmu te początki wydają się niezwykle ważne. Człowiek, twórca kultury, szybko bowiem wyodrębnił się ze świata przyrody, nad którym od tego momentu próbuje zapanować, tj. zdobyć hegemonię nad „dziką” naturą.
Ta „dzikość” właśnie domaga się dzisiaj oswojenia. Postantropocentryzm, leżący u podstaw badań nad zwierzętami, rezygnuje z dominacji na rzecz próby (bardziej lub mniej udanej) przybliżenia tego, co nie dane nam – ludzkim zwierzętom – zrozumieć. „Oswojenie” dokonuje się zatem poprzez przemianę obcego na odmienne – czy też raczej podmianę obcego na Innego. Kategoria oswojenia wydaje się kluczowa dla wyłożenia przemiany, jaka następuje w podejściu do nie-ludzkich istot, należy ją jednak doprecyzować.
Oswojenie jest aktem przemocy, narzucenia swojej woli i swojego spojrzenia.
Na początku swojej książki I tak człowiek trafił na psa Konrad Lorenz opisuje proces domestykacji praprzodków dzisiejszych czworonogów. Od polowania, poprzez wspólne posiłki, pilnowanie domostw, aż po „tresurę”. Taka forma oswojenia, a więc przesiedlenia psiego praprzodka z jego naturalnego środowiska do ludzkiego gospodarstwa (być może z obopólną korzyścią), zawiera w sobie jednak pewien element agresji. Dosadnie pisze o tym Witold Koehler: „domestykacja, jakkolwiek wyrażona: czy bezwzględnym wyzyskiem zwierzęcia przez człowieka, czy też rozpieszczeniem go do granic krańcowej bezradności i zupełnego wynaturzenia, zawsze jest aktem przemocy” 1. Człowiek oswajając zwierzęta stał się „złodziejem wolności” 2. Do pewnego stopnia zniewolił je, uzależniając ich istnienie i jego formę od własnej woli (najlepiej świadczą o tym chociażby przemiany genetyczne w obrębie psich ras, które doprowadziły do wielu dziedzicznych chorób). W takim rozumieniu analizowana tutaj kategoria staje się równoznaczna z dominacją: zbliżyliśmy do siebie „dzikie” zwierzę, by móc lepiej nad nim panować. Taka konstatacja nie wyczerpuje semantycznego bogactwa przywoływanego terminu, warto jednak podkreślić to, o czym obecnie rzadko się pamięta: oswojenie jest aktem przemocy, narzucenia swojej woli i swojego spojrzenia. Tylko dzięki temu możliwe jest stworzenie wspólnej płaszczyzny i nawiązanie relacji, a więc w konsekwencji wyeliminowanie obcości.
Czym jednak jest to, co oswojone? Francuski historyk, Philippe Ariès, opisując nasze współczesne podejście do śmierci, skonstatował, że w istocie mamy dziś do czynienia ze śmiercią „dziką”, zjawiskiem wywołującym strach, spychanym na margines społecznego dyskursu. Oswojone jest zatem to, co znane i bliskie, a w tanatologicznym kontekście, śmierć „oswojona” jest „naturalną” konsekwencją życia; jego nieodłączną częścią. Dzikość jest niewyobrażalna i niepojmowalna, przez co wywołuje niepokój i dyskomfort (które znieść mają takie strategie jak laicyzacja, medykalizacja czy tabloidyzacja śmierci, co według Ariès wywołuje właśnie odejście od oswojenia). Oswojenie w tym kontekście byłoby więc naturalną postawą wobec zjawiska, będącego poza obszarem ludzkiego wpływu – pogodzeniem się z jego istnieniem, akceptacją. Zaakceptować istnienie nie-ludzkich zwierząt w przestrzeni ludzkiej (mam tu na myśli zarówno kulturę, naukę jak i ogólniej: społeczeństwo), oznaczałoby pogodzenie się z ich odmiennością – warunkiem staje się jednak wyeliminowanie obcości. To, co obce nie może być oswojone, nie może być swojskie.
Nie mam wątpliwości, że to właśnie literatura odkryła w zwierzęciu indywidualną, czującą istotę.
Z innym rodzajem oswojenia spotykamy się w teorii literatury. Dla Jonathana Cullera jest to proces, który pozwala czytelnikowi na zrozumienie tekstu, poprzez powiązanie go z wzorcem już znanym, nie budzącym zdziwienia. Jako taki należy zatem do porządku interpretacji: oswajając tekst staramy się poprzez analogię narzucić mu niejako nie tylko własny sposób myślenia, ale również status jakości już znanej, naturalnej. Innymi słowy, oswojenie niweluje dziwność i odchylenie od normy, by umożliwić poznanie. Oswajając zwierzęta, nawet poprzez literaturę (o czym dalej), jesteśmy więc w jakimś stopniu skazani na antropomorfizację i antropocentryzm – do tego wszak sprowadza się nasze patrzenie na żywe istoty, które tak różnią się od nas samych. W takim rozumieniu procesu oswojenia zawiera się również akt przemocy, o którym pisał Koehler.
W tym miejscu warto przyjrzeć się bliżej temu, co potocznie rozumiemy pod nazwą „zwierzę”, by dostrzec, że w kontekście niektórych grup organizmów żywych oswojenie może się nigdy dokonać. W ujęciu kognitywistycznym, język jest odbiciem naszego obrazu świata, poprzez kategoryzację i konotacje semantyczne (które przypisują nazwom pewne fakultatywne cechy, istniejące obok znaczenia leksykalnego) można prześledzić sposób, w jaki zwierzęta funkcjonują w naszej świadomości. Jak zauważa Ryszard Tokarski: „w języku potocznym wyraz zwierzę (…) funkcjonuje jako zastępnik naukowego terminu ssak” 3. Zwierzętami nie są zatem (warto podkreślić: w potocznym rozumieniu) ptaki, ryby czy owady. Więcej nawet, z tego zbioru desygnatów wyłącza się również sam człowiek (stąd w studiach nad zwierzętami próba zmiany języka, owocująca terminami „zwierzęta ludzkie” i „zwierzęta nie-ludzkie”). Uwagę zwracają również konotacje tego zbioru: frazeologia i metaforyka dotycząca zwierząt ma zazwyczaj nacechowanie pejoratywne i wiąże się z brutalizacją języka. Człowiek może być „zły jak pies”, brudny „jak świnia”, żyć w „chlewie”, mieć „pysk” lub „mordę” zamiast twarzy oraz „łapy” zamiast rąk – takie nie-ludzkie określenia w stosunku do ludzkiego zwierzęcia zazwyczaj zdradzają negatywny stosunek nadawcy komunikatu do opisywanego podmiotu. Na tym przykładzie wyraźnie widać, że świat istot żywych, niebędących ludźmi, wymaga przez nas oswojenia. Z jednej strony oswojenia bytów, które nie są ssakami – płaszczyzna cech wspólnych z człowiekiem jest więc albo bardzo niewielka, albo w ogóle nieistniejąca; z drugiej zaś strony oswojenia (zneutralizowania) metaforyki dotyczącej świata zwierząt.
W oswojeniu zwierząt niebagatelną rolę odgrywa literatura, portretując je jako indywidualnych bohaterów czy udzielając im głosu. Choć również na tym polu można za George’em Orwellem stwierdzić, że „wszystkie zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych”. Wiele więcej jest bowiem tekstów skupiających się na tzw. zwierzętach towarzyszących (termin Donny Haraway): psach, kotach, rzadziej koniach, niż np. na owadach bądź płazach. Literatura po wieku XVIII zaczęła odkrywać w animalistycznych bohaterach więcej niż tylko symbole czy zgrabne alegorie. Tacy twórcy jak Eric Knight, James Oliver Curwood, James Herriot czy wreszcie rodzimy autor O psie, który jeździł koleją, Roman Pisarski przybliżali – zazwyczaj niedoświadczonemu jeszcze czytelnikowi – możliwe sposoby odczuwania świata przez zwierzęta. Poprzez wyposażenie swoich nie-ludzkich postaci w emocje i myślenie byli w stanie stworzyć wspólną płaszczyznę porozumienia. Nie mam wątpliwości, że to właśnie literatura odkryła w zwierzęciu indywidualną, czującą istotę.
Zdaje się, że to właśnie empatia stanowi istotne rozróżnienie między oswajaniem a tresurą.
Panteon takich postaci, jak Biały Kieł, Lessie, Czarny Książę czy Szara Wilczyca umożliwił namysł nad zwierzęciem jako osobą. Jednym z najlepszych przykładów takich rozważań pozostaje esej Jacques’a Derridy The Animal That Therefore I Am (More to Follow), gdzie francuski filozof opisuje sytuację, która zainspirowała go do tego rodzaju refleksji. Derrida, wychodząc nago spod prysznica napotkał spojrzenie swojego kota, które wywołało u niego wstyd – w tej sytuacji, jak pisze, to kot był stroną aktywną: patrzył, podczas gdy człowiek pozostawał bierny: był przedmiotem obserwacji. Zwierzę ma więc, twierdzi dalej badacz, swój punkt widzenia, choć nie ma możliwości jego zakomunikowania – staje się zatem Innym. Dla Derridy, podobnie jak dla Jeremy’ego Benthama, najważniejszym pytaniem, jakie należy sobie zadać w kontekście zwierząt, nie jest pytanie o to, czy rozumieją lub potrafią odpowiedzieć, ale o to, czy potrafią cierpieć (co po mechanistycznej teorii Kartezjusza przestało być faktem oczywistym). Zdolność do odczuwania cierpienia jest w tym kontekście punktem wspólnym między człowiekiem a istotami nie-ludzkimi: oswaja obcość, wytwarza pewnego rodzaju porozumienie, oparte na empatii.
Zdaje się, że to właśnie empatia stanowi istotne rozróżnienie między oswajaniem a tresurą. Być może wiedział o tym Antoine de Saint-Exupéry, kiedy poprzez wypowiedź Lisa w Małym księciu definiuje oswajanie jako „stwarzanie więzów”. Tylko ten typ relacji, mówi dalej animalistyczny bohater, pozwala na poznanie. Ale także pociąga za sobą dużą odpowiedzialność. „Stajesz się na zawsze odpowiedzialny za to, co oswoiłeś” 4 – te słowa Lisa, funkcjonujące w popkulturze jako metafora miłości, są jednocześnie niezwykle znaczącą uwagą w kontekście oswojenia zwierząt. To człowiek jest odpowiedzialny za to, w jaki sposób oswoi nie-ludzkie byty i jak będą one funkcjonowały w świadomości potocznej, w kulturze czy też w naukach humanistycznych. Świadomość antropocentrycznego do nich podejścia staje się tutaj niezwykle istotna.
Być może jest więc tak, jak pisał Michel de Montaigne, że „oswojenie usypia jasność sądu” 5, ale oparcie tego procesu na empatii, a nie na przemocy, ma wiele większe szanse powodzenia. By oswoić zwierzęta, tj. by je poznać, „przetłumaczyć” na ludzki sposób rozumowania niezbędna jest świadomość kosztów, jakie ponoszą nie-ludzkie byty. Istotnym faktem pozostaje zrozumienie, że poznane zwierzę, zwierzę oswojone (przez człowieka, literaturę, filozofię) jest tylko i aż dowodem naszego, ludzkiego punktu widzenia; pewnego rodzaju kompromisem między obcością, innością a swojskością.
Przypisy:
- W. Koehler, Zwierzęta czekają, Warszawa 1981, s. 73-74. ↩
- Tamże, s. 73. ↩
- R. Tokarski, Konceptualizacja zwierząt w potocznej świadomości językowej, [w]: Prawna ochrona zwierząt, red. M. Mozgawy, Lublin 2002, s. 14. ↩
- A. de Saint-Exupéry, Mały książę, przeł. B. Przybyłowska, Warszawa 1988, s. 62. ↩
- M. de Montaigne, Próby, przeł. T. Boy-Żeleński, Kraków 1915, s. 68. ↩