fot. mat. prasowe wydawnictwa Znak
„Piękno rzadko jest łagodne czy pocieszające. Wręcz przeciwnie. Prawdziwe piękno jest zawsze bardzo niepokojące”. Słowa te w powieści wypowiedział Julian do grupy swoich studentów i zapadły one w pamięć głównemu bohaterowi powieści.
Donna Tartt podbiła czytelnicze serca już dawno. Jej wydana w ubiegłym roku powieść (Szczygieł) była wyczekiwana, a autorka nie zawiodła swoich wiernych fanów. Wielu wielbicieli prozy amerykańskiej pisarki (w tym, przyznaję, ja) zapragnęło sięgnąć ku źródłom owej twórczości, czyli do pierwszej, wydanej w 1994 roku przez wydawnictwo Zysk i S-ka powieści Tajemna historia.
Debiut Tartt to powieść magiczna – używam tego określenia w sposób niemal dosłowny – książka ta oczarowuje sposobem budowania postaci, wnika do umysłu stylem pisania i narracji, pozostaje wreszcie w pamięci za sprawą prostej, ale genialnej historii.
Debiut Tartt to powieść magiczna.
Fabuła powieści wydać się może swego rodzaju déjà vu – oto żywcem wyjęta z amerykańskich filmów dla nastolatek historia grupki studentów, którzy nie stroniąc od używek i dobrej zabawy przekraczają w końcu granicę prawa i moralności popełniając morderstwo. Początkowo próbują ignorować wyrzuty sumienia – udają, że żaden złowrogi incydent nie miał miejsca – do czasu, póki ktoś nie przypomni im o tym wciśniętą w szkolną szafkę kartką o treści: „wiem, co zrobiłeś ostatniego lata”. Autorka wynosi tę historię na wyższy poziom. Mamy do czynienia z rozbudowanymi psychologicznie, intrygującymi postaciami. Codzienność studencka okraszona jest specyficzną atmosferą, a granica między dobrem i złem zdaje się rozpływać we wszechobecnej mgle. To właśnie aura położonego na północnym wschodzie Ameryki studenckiego, fikcyjnego kampusu sprawia, że opisywane wydarzenia mogą wydawać się snem. Otoczenie zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń, z odkrywaniem kolejnych mrocznych niejasności w życiu bohaterów. Nasz narrator, Richard Papen, na początku z lubością opisuje wspaniałą naturę budzącą się do życia.
W momencie, który możemy nazwać kulminacyjnym, pogoda zupełnie zmienia rzeczywistość, a burzowe chmury i śnieg zdają się przejmować kontrolę nad wydarzeniami i zachowaniem bohaterów, namawiając do stagnacji bądź popychając do działania.
Sprytnie poprowadzona fabuła co rusz zaciemnia daną sytuację, by za jakiś czas ukazać ją w pełnym, nieco szokującym świetle.
Coś, co pociąga czytelnika w sposób szczególny, to konstrukcja bohaterów – zamkniętego akademickiego grona, pasjonującego się starożytną literaturą grecką, tworzącego świetnie skomunikowaną grupę, gdzie każda jednostka posiada szczególne zalety (i jak szybko się okazuje, równie niebywałe wady). Cóż więc może być bardziej intrygującego niż hermetyczne środowisko osób rozmawiających w starożytnym języku, składające się z bogatych, pięknych, wykształconych, młodych ludzi bez opamiętania zakochanych w swoim duchowym przywódcy Julianie? Richard z całą świadomością przystaje do tego zamkniętego kręgu, by wraz z bliźniakami, Henrym i Francisem, pragnąć czegoś więcej ponad jednostajność i miarowość egzystencji, przekraczać granice i wprowadzać do swego życia nieco greckiego piękna. Piękno owo jest jednak zdradliwe. Po rajskich chwilach spędzonych wśród przyjaciół wychodzą na jaw sprawy, które jednoznacznie kojarzą się z dantejskim piekłem. Każda bowiem osobowość w krainie Tartt jest niejednoznaczna, zwłaszcza jeśli chodzi o „wyznawców” Juliana. Nikt nie jest wolny od podejrzeń, każdy wydaje się mieć coś na sumieniu, a sprytnie poprowadzona fabuła co rusz zaciemnia daną sytuację, by za jakiś czas ukazać ją w pełnym, nieco szokującym świetle.
Piękna, a zarazem brutalnie destrukcyjna przyjaźń, łącząca tych niezwykłych ludzi, wydaje się spełnieniem bohemistycznych marzeń każdego artysty. Alkohol i narkotyki towarzyszące nieodmiennie kompanom nie szokują, a przenikanie przez moralne i estetyczne bariery oraz seksualne dewiacje nie są czymś odrzucającym. Wręcz przeciwnie – fascynują i wzbudzają lekkie dreszcze pożądania.
Debiut literacki Tartt jest debiutem idealnym – opowiedziana przez nią historia na długo zapada w pamięć, a czytelnik ma ogromny problem by rozstać się ze swoimi towarzyszami niedoli, których tak dobrze miał okazję poznać. Wydawać może się, że każdy, nawet wymagający czytelnik, dostrzeże w tej historii potencjał – wielu z nich na pewno uzna ją za bardzo dobrą i ja także przyłączam się do tego grona. Chcąc nie chcąc, po lekturze Tajemnej historii stałam się miłośniczką twórczości tej pisarki i niecierpliwie czekam na jej kolejne fabularne propozycje.
Donna Tartt, Tajemna historia, przeł. Jerzy Kozłowski, wyd. Znak, Kraków 2015.