Lost and Found to zbiór trzech opowiadań, które ukazały się pierwotnie na łamach prestiżowych anglojęzycznych magazynów literackich: amerykańskiego The New Yorker i brytyjskiego Granta, by za sprawą popularnego wydawnictwa Penguin przyjąć formę dwóch niewielkich gabarytowo książeczek – Martha and Hanwell z roku 2005 i The Embassy of Cambodia z 2013. Mając na uwadze rozpiętość czasową dzielącą obydwa wydawnictwa, odrobinę dziwić może pomysł krakowskiego Znaku na ich połącznie i opublikowanie wraz z niezaktualizowanym wstępem (w polskim tłumaczeniu posłowiem) Smith z 2005 roku.
Powiedzieć, że jest znana, to nie powiedzieć nic. Zadie Smith urosła bowiem w ostatnich kilkunastu latach do rangi prawdziwej literackiej międzynarodowej megagwiazdy, o czym świadczą, w ogromnej większości, rewelacyjne recenzje, gigantyczne nakłady i nieprzebrane tłumy na spotkaniach autorskich (jak choćby na tym w ramach tegorocznego Big Book Festival w Warszawie – do niedużej salki w dawnej fabryce serów SerWar przybyło niemal sześćset osób!). Od czasu jej debiutanckich Białych zębów minęło już co prawda przeszło piętnaście lat, ale upływ czasu w żadnym wypadku nie przeszkadza Smith być bez przerwy w wybornej pisarskiej formie.
Lost and Found to zbiór trzech opowiadań, które ukazały się pierwotnie na łamach prestiżowych anglojęzycznych magazynów literackich: amerykańskiego The New Yorker i brytyjskiego Granta, by za sprawą popularnego wydawnictwa Penguin przyjąć formę dwóch niewielkich gabarytowo książeczek – Martha and Hanwell z roku 2005 i The Embassy of Cambodia z 2013. Mając na uwadze rozpiętość czasową dzielącą obydwa wydawnictwa, odrobinę dziwić może pomysł krakowskiego Znaku na ich połącznie i opublikowanie wraz z niezaktualizowanym wstępem (w polskim tłumaczeniu posłowiem) Smith z 2005 roku.
Od czasu jej debiutanckich Białych zębów minęło już co prawda przeszło piętnaście lat, ale upływ czasu w żadnym wypadku nie przeszkadza Smith być bez przerwy w wybornej pisarskiej formie.
Główną bohaterką Ambasady Kambodży jest Fatou – emigrantka z Wybrzeża Kości Słoniowej, pracująca jako służąca („Nie, w sumie czuła się niewolnicą” – mimo odebrania jej paszportu i sporadycznych wyzwisk w rodzaju: „Jesteś czarna jak Fatou” albo „Jesteś głupi jak Fatou”) u bogatej pakistańskiej rodziny Derawal w wielokulturowym Willesden („Kto by się tu spodziewał ambasady Kambodży? Nikt. Nikt nie mógł się jej spodziewać ani dawniej, ani teraz. Wszystkich nas zaskoczyła” – kpi już na samym początku narrator – specyficzny, zbiorowy, bo Smith użyła w kilku początkowych paragrafach pierwszej osoby liczby mnogiej). W opowiadaniu Marto, Marto towarzyszymy młodej czarnoskórej dziewczynie w poszukiwaniu własnego, wymarzonego domu, zaś pracujący na zmywaku w jednej z londyńskich knajpek Hanwell z tekstu Hanwell w piekle urządza sobie pijackie tournéew towarzystwie nowopoznanego mężczyzny.
W większości tekstów z Lost and Found, za wyjątkiem opowiadania Marto, Marto, powracamy do północno-zachodniego Londynu, doskonale nam już z książek Smith znanego. Tymi samymi ulicami przechadzali się bowiem bohaterowie kultowych już Białych zębów, tytułowy łowca autografów – Alex Lee-Tandem, ojciec Howarda Belsey’a z O pięknie czy wreszcie Keisha/Natalie z najnowszej powieściNW. Jak przyznała sama Smith w jednym z wywiadów: „Za każdym razem kiedy piszę o Willesden (…) widzę wszystkich bohaterów egzystujących w tej samej rzeczywistości. Archie czy Aslana z Białych Zębów stoją w kolejce w supermarkecie zaraz za Fatou. Irie Jones razem z dzieciakami wyprowadziła się do Acton (tańsze czynsze) i być może jest sąsiadką Andrew (…). Podoba mi się pomysł, że są gdzieś tam wszyscy razem”.
Każda z postaci, jak sugeruje tytułowe lost, boryka się z trudnym do udźwignięcia problemem utraty i (czyżby kolejna niefortunna decyzja wydawcy?) żadnej z nich nie udaje się z nim do końca uporać, przez co drugi człon tytułu, pobrzmiewające optymizmem found, traci niejako swoją rację bytu. Fatou w poszukiwaniu lepszego życia zostawia za sobą ojczyznę i członków rodziny, nieudolnie rekompensując boleśnie oddaloną Afrykę „skradzionymi” wizytami na pływalni i cotygodniowymi spotkaniami z Andrew, jej nigeryjskim znajomym, usilnie próbującym nawrócić ją na katolicyzm. Martha decydując się na wynajęcie dużego i przytulnego mieszkania, naiwnie liczy na zapełnienie pustki po partnerze i malutkim synku („pierwsze łzy popłynęły, zanim rozłożyła zdjęcie (…). Fotografia przedstawiała uśmiechniętego, mniej więcej półtorarocznego chłopca o długich rzęsach (…); trzymał go na kolanach przystojny czarnoskóry mężczyzna”), zaś targany niewyobrażalną tęsknotą i wyrzutami sumienia daltonista Hanwell, wyjątkowo nieporadnie próbuje odkupić swoje dawne winy malując pokój porzuconych niegdyś córek, na ich niemający nigdy nastąpić przyjazd („Wydawało mi się mocno nieprawdopodobne, że chociaż jedna z jego córek przynajmniej raz prześpi się w pokoju, w którym my dwaj właśnie spędziliśmy noc”).
Nad Wisłą zdania na temat twórczości Brytyjki są mocno podzielone. Przepada za nią Justyna Sobolewska, gani zaś Piotr Kofta czy Małgorzata Szymankiewicz, wytykając pisarce sztampowość i zwyczajność, mówienie o sprawach wielokrotnie już przez współczesną literaturę przemielonych. A może właśnie o ową prostotę tutaj chodzi? O mówienie o sprawach oczywistych, których z jakiegoś powodu sami boimy się poruszać?
Głęboko poruszającymi opowiadaniami zebranymi w Lost and Found, Zadie Smith udowodniła, że nie potrzeba setek stron, aby stworzyć pełnowartościowe dzieło literackie, a historie Fatou, Marthy i Hanwella pełne pozornie nieistotnych drobiazgów przypieczętowują jej niepodważalnie silną pozycję wśród współczesnych światowych pisarzy.
Zadie Smith, Lost and Found. Opowiadania, przeł. M. Kłobukowski, Wydawnictwo Znak 2015.