Literatura, Relacja

Zwierzęta poetyckie. Honek, Bielska, Brzoska

7707_5

fot. M. Kaczyński / CK Zamek

Dzięki obecnej testomanii możemy sprawdzić wszystko – jakiego aktora przypominamy, jaki powinien być nasz partner/partnerka, jak będziemy wyglądać za pięćdziesiąt lat, jakim jesteśmy drzewem, żywiołem, kolorem. Wiele osób porównuje się ze zwierzętami, próbuje przypisać sobie ich cechy. To ciekawi, to zastanawia, to jest takie proste i niezobowiązujące. Zwłaszcza, że do zwierząt nam przecież niedaleko. A jakimi zwierzętami są poeci, według niektórych nieludzcy, wręcz niemówiący ludzkim głosem? Warto to sprawdzić, poddać ich próbie. Sami się o to proszą – na różne sposoby w swojej poezji odnoszą się do zwierząt. Jak Urszula Honek, Magdalena Bielska i Wojciech Brzoska, z którymi 1 grudnia 2015 roku odbyło się spotkanie w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu w ramach cyklu „Seryjni poeci”.

Nie mam, oczywiście, na myśli zwrotu posthumanistycznego ani jakiegoś szczególnego poetyckiego wykorzystywania zwierząt, tylko to, w jaki sposób, nawiązując do nich i do tego, co się z nimi kojarzy, jak buduje się znaczenia i atmosferę wierszy. Zwierzęta w literaturze pojawiają się często jako postacie noszące cechy typowo ludzkie, lecz mogą być traktowane również jako element przyrody, w której człowiek uczestniczy i którą stara się (lub nie) zrozumieć. Magdalena Bielska w wierszu *** [Ziemia w ogrodzie jest sucha, popękana] (z debiutanckiego tomiku Brzydkie zwierzęta, Kraków 2006) pokazuje rozszczelnienie się kontaktów międzyludzkich (w powstające pustki wchodzą często właśnie zwierzęta), wzajemną wobec siebie obojętność, starczość relacji. Nie bez powodu w utworze tym przechodzi z wiejskości w miejskość. Mimo że wiersz nie składa się z dwóch strof, sprawia wrażenie podzielonego na dwie części:

Ziemia w ogrodzie jest sucha, popękana.
Dzieci polewają obolałe miejsca wodą ze szklanki.
Mrówki wpadają w głębokie szczeliny, wydostają się po wielu latach.
Trawa jest wysoka, naostrzona.
Chore pomidory pachną dziko w słońcu.
Za niebieską furtką, palmy łubinów, przekwitłe, wilgotne,
kurczą swoje długie palce.

W tym miejscu mamy szczelinę, a po niej następuje druga część – przejście do krajobrazu miejskiego:

Na drodze samochody wypełnione kaleką muzyką,
pasażerami w skrojonych ubraniach, w półbutach
z siedmioma dziurkami. Codziennie rano przeglądają prasę,
są na bieżąco, sumienni, uczciwi wobec czasu.
Nie ma konfliktu ani zgody, jest tylko wzajemne
mijanie się, obojętne, jak tłum przechodniów
nowoczesnego miasta (a nie to chyba miało być zamiarem).

Tak jak kot jest w swojej poezji zdystansowana do otoczenia, ale nieustannie się o nie ociera, obserwuje je. Łączy uczestnictwo z wycofaniem i patrzeniem z ukrycia.

Mrówki niejako wypełniają unerwioną, uosobioną przyrodę, są zwierzątkami niezwykle silnymi w porównaniu z innymi owadami, są budowniczymi zmieniającymi środowisko i twórcami zhierarchizowanej „społeczności”. Stanowią istotny element łańcucha pokarmowego. Przywracają ziemi to, co próbowało się od niej odrywać – inne organizmy żywe w pędzie życia odsuwające od siebie śmierć, ale ściśle z nią związane (cykliczność, przemijanie). Wpisują się w tworzony przez Bielską świat, który składa się ze strzępków, szczątków, elementów brzydkich i odpychających, ale estetycznych i będących spójną całością. Dlatego „chore pomidory pachną dziko w słońcu”, a „na drodze samochody wypełnione kaleką muzyką,/pasażerami w skrojonych ubraniach, w półbutach/ z siedmioma dziurkami”. Owa estetyka brzydoty to nie tylko gromadzenie spostrzeżeń dotyczących codzienności, ale i wizja człowieka, który ma w sobie coś z bestii, nie do końca jest oswojony i zadomowiony w rzeczywistości, mentalnie bywa gdzie indziej. Katarzyna Kuczyńska-Koschany swoją recenzję debiutu Bielskiej zatytułowała pytaniem: Człowiek to nie jest piękne zwierzę?. Na podstawie twórczości poetki można by na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. W tytułowym wierszu z tego tomiku czytamy:

Stanisław Grochowiak miał słabość do brzydkich kobiet i brzydkich zwierząt
mówi jego przyjaciel w filmie dokumentalnym
po jego domu pałętało się zawsze pełno małych kundlików
pokracznych, nieudanych, wziętych ze śniegu.

Tak jak kot jest w swojej poezji zdystansowana do otoczenia, ale nieustannie się o nie ociera, obserwuje je. Łączy uczestnictwo z wycofaniem i patrzeniem z ukrycia.

U Bielskiej częściej niż mrówki pojawiają się psy i koty – zwierzęta, które są najbliżej doświadczenia człowieka z miasta (domowe i dzikie – bezpańskie). Sama poetka jest miłośniczką kotów. Tak jak kot jest w swojej poezji zdystansowana do otoczenia, ale nieustannie się o nie ociera, obserwuje je. Łączy uczestnictwo z wycofaniem i patrzeniem z ukrycia. Podmiot liryczny utworów nie wysuwa się na pierwszy plan. Jej wiersze wydobywają się z ciemności, z cieni czy z mgły i wyostrzają detale. Wprowadzają w tajemnicę istnienia, ale jej nie wyjaśniają. Bywają zmysłowe poprzez nakładanie na siebie różnych obrazów, dźwięków i zapachów. Poetka nie eksperymentuje z poetyckimi środkami wyrazu, czasami można odnieść wrażenie, że jej utwory są chłodne, choć bywają ironiczne, a nawet zabawne. Karol Francuzik (Magdalena Bielska, „Wakacje, widmo”) zauważa: „Bielska co prawda nie rozrabia w języku, bo (chyba) nie lubi siać zamętu, ale pokazuje, jak chronić swoją wewnętrzną autonomiczność, niezależność mówienia i czyste emocje”. Poetka porusza się cicho i pewnie, ale może zaskoczyć nagłym skokiem, niebanalną i trafną frazą. Tak opisuje kloszardów w „miłosnym gnieździe”: „Dwa okazujące sobie uczucie ciemne rozmyte kształty/ jak łaskoczące się gołębie, iskające się myszy”. Zaś w przytoczonym powyżej fragmencie przywołującym postać Grochowiaka widać, że umiejętnie łączy wiedzę literacką i okołoliteracką z eksponowaniem własnej, kociej perspektywy.

Jest w tym konsekwentna. Jej kolejne tomiki – Wakacje, widmoCzarna wyspa – są w zasadzie kontynuacją przyjętej przez nią strategii poetyckiej, trochę podobnej do sposobu pisania Bronisława Maja, co spostrzegł Marian Stala (W innym czasie, w innym spojrzeniu). Podmiot liryczny chodzi własnymi drogami, jest nieuchwytny, zwinny i przywiązany do miejsc, w których przebywa. Raczej unika mówienia o sobie w pierwszej osobie. „Zwierzęta śpią na stosie drewna pod ścianą/ potem budzą się, obserwują przechodzących”(*** [Zwierzęta śpią na stosie drewna pod ścianą] z tomiku Wakacje, widmo) – rejestracja przesuwającego się, zmiennego świata to łączenie ruchu i bezruchu, śmierci i życia. Z tego powodu Bielska często pisze o późnym lecie – tym zmęczonym, dusznym, świadomym swojego końca. Opisywane przez nią pogrzeby odbywają się wiosną lub właśnie latem – wtedy, kiedy wszystko wydaje się żywe i wieczne, ale ta żywość przyśpiesza rozkład tego, co musi umrzeć w samotności. Zwierzęta w drugim i trzecim tomiku mają swoją podmiotowość, ale są jednocześnie częścią ludzkiego świata tak bardzo, że z przyzwyczajenia można nie zauważyć ich nagłej nieobecności: „Jest to stary pies, nie żyje od dawna i od dawna nikt o nim nie/ myślał/ – aż w końcu pojawił się we śnie”.

Po lekturze Czarnej wyspy można stwierdzić, że poetka z Krakowa stworzyła własną „wyspę” poetycką, ale w pozytywnym sensie – przemyślany i spójny świat. Odciski stóp na brzegu są skierowane w kierunku lądu. Umiejętnie łączy zwierzęcość z tym, w jaki sposób człowiek reaguje na to, co go spotyka: „Głód dziki. Taki rodzaj wilczego głodu,/ po czyimś pogrzebie, po czyjejś śmierci” Wilk, modny wilk z tomiku Czarna wyspa). Coraz bardziej otwiera się na doświadczenia płynące z kultury popularnej, na przykład podaje tytuły filmów, na co zwrócił uwagę Marcin Jaworski w czasie spotkania w CK Zamek. Poetka przyznała podczas niego, że nie jest zadowolona ze swoich prób prozatorskich (wydała powieść Miłość w zimie) nie tylko z powodu niemożności dostosowania się do sposobu pracy narracyjnej, ale także dlatego, że poetycki sposób myślenia jest odmienny i trudno przekładalny. W czasie innego spotkania (Spotkanie i konkurs poetycki w ramach cyklu „Seryjni poeci”), również dotyczącego jej ostatniego tomiku, powiedziała:

Po wydaniu książki Miłość w zimie bardzo szybko zaczęłam pisać kolejną powieść. Była to radykalna i nieprzejrzysta proza poetycka, pełna osobnych i niezwiązanych ze sobą obrazów. Nie wiadomo było, gdzie się zaczynała, gdzie kończyła; fabuła była niejasna, a już zupełnie nie wiadomo było, kim są bohaterowie i dokąd zmierzają. Aż po kilku miesiącach męczarni spojrzałam na nią świeżym okiem i oświeciło mnie, że to nie jest żadna powieść, tylko brudnopis do tomu wierszy. Wyrzuciłam jakieś 87 procent i tak powstała Czarna wyspa. W formie tomu poetyckiego obrazy i historie nabrały przejrzystości i ułożyły się w całość.

Oznacza to, że z pewnością jest „zwierzęciem poetyckim”, a dokładniej kotem. Arystotelesowskie „zwierzę polityczne” czy „istota społeczna” to element jego definicji człowieka jako istoty, która ze swojej natury jest zdolna do uczestniczenia w życiu społecznym i politycznym. Bielska natomiast za pomocą poezji wrasta w ludzi, którzy ją otaczają, zachowując przy tym własną dzikość, wciąż okiełznywaną fragmentaryczność, świeżość spojrzenia na relacje międzyludzkie i na nasze zespolenie z przyrodą – miasto w jej poezji staje się specyficznym środowiskiem naturalnym. Zwinnie po nim się przemieszcza (nawet jeśli tramwajami).

Urszula Honek w swoim debiucie Sporysz wybiera wieś i własne wspomnienia z nią związane. Zwierzęta odgrywają w nich dość istotną rolę – jak w następującym wierszu (Honek nie tytułuje swoich utworów):

w nocy było zimno. podeszłam pod las, by odnaleźć zwierzę, które karmiono
mlekiem mojej matki. urosło i stało się czujne. mam barwę jej oczu,
kiedy wracam nad ranem i patrzę, jak umiera.
nie dzwonię po lekarza.
patrzę, jak umiera we śnie, i szeptem nawołuję żałobników.
tutaj jest królestwo niebieskie, w którym moje ciało łączy się z jej ciałem,
śpiewa pieśni. nie ma urządzeń sanitarnych, kobiet opróżniających
porcelanowe nocniki.

w nocy było zimno. chłopiec poruszył się w moim łonie. mówiłaś, że będzie
tym, który zapłodni wiele kobiet, uśpi czujność zwierząt,
mężczyźni podchodzą pod las.

Określenie „zwierzę, które karmiono mlekiem mojej matki” brzmi niepokojąco. Prawdopodobnie chodzi o nierozerwalną jedność pomiędzy matką a córką, która jest trwała także po śmierci tej pierwszej. Atmosfera niepokoju, czuwania, napięcia i lęku w całym tomiku jest silnie odczuwalna. Wpływają na to odniesienia do sytuacji wojennej i swobodne posługiwanie się sformułowaniami języka religijnego. Przedstawiona religijność jest ludowa, mistyczna, zakorzeniona w mitologii słowiańskiej, przypomina świat ballad. Zwierzę u Honek jest rozumiane dwojako: jako udomowiona trzoda, czyli wynik działań hodowlanych człowieka, i jako to, co przychodzi z zewnątrz – z otaczających wieś lasów i pól ‒ „po raz pierwszy dotkniesz mojej ręki, gdy rozpoznam po/ zapachu ruję leśnych zwierząt”. W przytoczonym wierszu niepokój wynika również z przedstawienia stanu ciąży, świadomości kobiety, że rodzi się w niej nowe życie. Jest to jednak brzemienność istniejąca w środowisku wymagającym, twardym, nierozczulającym się nad kobietą. Cykl życia i śmierci jest dla Honek interesujący, przy czym istotne jest dla niej ciało, przechodzenie jednego istnienia w drugie: „ciało prababki jest ciałem naszej matki”. Jakub Skurtys (Spr., czyli subiektywny przegląd roku) pisze:

Gnostycko rozdarta, pisząca o świecie skażonym, dusznym, niestwarzającym żadnej afirmatywnej możliwości, to poezja w pewien sposób tanatyczna (tak jak filozofie Bataille’a czy Blanchota rozumie Agata Bielik-Robson). Z drugiej strony wpisuje się Honek w tradycję poezji kobiet (nie kobiecej), która w żywiole męskim upatruje przemoc, rozdzielenie porządków, początek prawa i historii, zaś w żeńskim brudne ‒ bo pochodzące z natury ‒ macierzyństwo, bliskość zwierząt, śmierci, rozkładu, krwi, ale i potencjalną możliwość życia.

Zajęcza czujność i świadomość życia w bezustannym zagrożeniu, ciągłe obserwowanie tego, w jaki sposób otoczenie reaguje na naszą obecność, przywiązanie do swobodnego poruszania się po znajomym terenie, to składowe wykreowanego przez Honek podmiotu lirycznego.

Dlatego też Honek zatytułowała swój tomik nazwą pasożytniczego grzyba, który atakuje zboże. Opisywany przez nią świat wiejski pomimo pozoru stałości ulega wewnętrznemu rozkładowi, zepsuciu. Takiej wsi, którą opisuje Honek, współcześnie już nie ma. „Ważne jest dla mnie znalezienie łączności pomiędzy czasem utraconym a zastanym – nie tylko w wierszach” – powiedziała autorka w czasie jednego ze spotkań (Spotkanie i konkurs poetycki w ramach cyklu „Seryjni poeci”). W czasie wieczoru poetyckiego w Centrum Kultury Zamek zdradziła zaś, że pracuje nad monografią dotyczącą Stanisława Czycza. Być może przeniknął do jej twórczości wizyjno-katastroficzny charakter jego wierszy, dążenie do stworzenia własnego idiolektu. Honek pisze w sposób gęsty, rozchwiany formalnie, zbliżony do prozy poetyckiej. Przez jej teksty czytelnik musi się przebijać. Budzi skojarzenia z Urszulą Kulbacką i Martyną Buliżańską. Zastanawiający jest ten powrót młodych poetów do środowisk wiejskich, rezygnacja z opisywania dynamizmu miasta i awangardowego nad nim zachwytu lub krytyki postępu cywilizacyjnego. Honek nie zestawia miasta i wsi, co się zdarza Bielskiej, lecz próbuje pokazać filozofię życia mającą swoje źródło w wiejskości, z której każdy naród się wywodzi, z charakterystycznej dla wsi struktury plemiennej czy rodowej, z wiejskich rytuałów i magiczności – „miłość jest pieśnią mężczyzn oporządzających chlew”.

Zwierzęta w Sporysz to nie tylko element codzienności, ale także sfery wierzeń:

zbieraliśmy z ojcem pokrzywy, by nakarmić zwierzęta. następnego lata
zostały odarte ze skóry. mawiano, że mięso wzmacnia mięśnie i rozum,
zmniejsza potencję. babka miała dwanaścioro dzieci, zwierzę miało/ wypalone wnętrzności.

Części ciała zwierząt mają właściwości lecznicze: „nie chcemy/ choroby, mówię. smalec z psa i łyżka herbaty albo bieszczadzkie sadło borsuka”. Zwierzęta są również symbolem wolności, niezależności i odkrywania świata:

sebastian mówi, że jutro przywiążą nas do drzewa i podpalą. był
chłopcem, który pokazał mi lisie ślady, odchody zwierząt wskazujące
drogę do domu.

Jeśli chodzi o określenie tego, jakim „zwierzęciem poetyckim” jest Honek, wybieram zająca. „Groza tego mglistego świata wynika z komunikacji, z mówienia. A jej rdzeń, przekonanie, że wspólnota  może się zwrócić przeciwko podmiotowi wierszy, zaczerpnąć można głównie z zasłyszanych szeptów” ‒ to słowa Pawła Kozła o poezji Honek (Groza mglistego świata). Myślę, że ma rację. Zajęcza czujność i świadomość życia w bezustannym zagrożeniu, ciągłe obserwowanie tego, w jaki sposób otoczenie reaguje na naszą obecność, przywiązanie do swobodnego poruszania się po znajomym terenie, to składowe wykreowanego przez Honek podmiotu lirycznego.

W swojej działalności poetyckiej poeta ten najbardziej przypomina mi wilka. Jako „zwierzę poetyckie” i muzyk kreuje podmiot liryczny niezależny, indywidualny, ale głęboko zanurzony w społeczeństwie i funkcjonujący w grupie.

Trzeci z omawianych przeze mnie poetów, Wojciech Brzoska, posiada najbogatszy dorobek poetycki, i do tego jest muzykiem. Jego najnowsza publikacja, siódma już – płytotomik – składa się z książki W każdym momencie, na przyjście i odejście oraz z płyty CD Słońce, lupa i mrówki zespołu Brzoska i Gawroński (płyta nie zawiera wykonań muzycznych wszystkich wierszy, tylko wybranych, i ma elektroniczne brzmienie). Dykcja poetycka Brzoski jest charakterystyczna. Sprawnie posługuje się on przerzutnią, łamie znaczenie pojedynczych fraz – są zamknięte semantycznie w obrębie jednego wersu i przenoszą się do wersu kolejnego. Poeta zatem tworzy utwory dynamiczne, zaskakujące, wymagające od czytelnika ciągłej czujności. Ten zabieg stosuje od debiutu Blisko coraz dalej (Bydgoszcz 2000). Jeśli chodzi o tematykę, Brzoska podejmuje tematy kontrowersyjne społecznie, wynikające z obserwacji zmian cywilizacyjnych, obyczajowych, religijnych. Boga pokazuje jako puste pojęcie (słynny wiersz tesco jest wszędzie), wydmuszkę, w którą ludzie nie wierzą, najwyżej udają –

wszyscy są pewni tylko jednego:
skoro
tesco jest wszędzie
i bóg jest.
bóg jest”

(tesco jest wszędzie z tomiku W każdym momencie, na przyjście i odejście, Poznań 2015)

Oczywiście, ten bytomski poeta bardzo często bywa ironistą, posługuje się specyficznym poczuciem humoru, które nie wynika z braku szacunku dla światopoglądu innych, lecz z chęci ujawniania społecznej hipokryzji. Lubi prowokować, ale po to, by zmusić do refleksji. Karol Maliszewski (W każdym momencie – Brzoska) tak komentuje inny jego tomik – przez judasza (Olsztyn 2008):

(…) dokonano tu operacji na żywej i drażliwej materii. Mowa o operacji językowej, która jest jednocześnie operacją światopoglądową. W tym sensie tomik jest poruszający – porusza czułą strunę narodową, wchodzi w uświęconą koleinę i drwi sobie z niej, z otoczki jej towarzyszącej, z patosu pozbawionego podstaw, z językowych skrzepów, które zbanalizowały się do tego stopnia, że trudno podejrzewać, żeby jeszcze stała za nimi żarliwość.

Zbiór przez judasza to utwory stylizowane na modlitwy czy raczej żonglujące ich konwencją i językiem kościelnym, ułożone w kilka części – księga obrazów, księga rodzajów, księga zawodów, księga wyjścia. Poeta odziera religijność z patetyczności, łączy ją ze zwykłymi, ludzkimi czynnościami (kontakt z właścicielami mieszkań na wynajem) i relacjami społecznymi. Brzoska w swojej twórczości nie wplata zwierząt w system poetycki w takim stopniu jak Bielska i Honek, choć pojawiają się pojedyncze utwory, w w których zwierzę jest podstawą interpretacyjną, tak jak w następującym wierszu:

zwierzę

mały chłopiec trzyma na rękach psa-
głaszcze go i całuje. starszy kolega
dziwi się: „co ty, pojebany jesteś, psa całujesz?!”
-„wiesz, że psy są dwa razy cieplejsze od ludzi?”-
odpowiada spokojnie tamten, a dumny ze swojego
pana pies uśmiecha się tylko pokazując
język.

Pokazywanie języka jest tutaj wieloznaczne – może chodzić o okazanie złośliwej satysfakcji, zadowolenia, szczęścia czy swojej przewagi lub o dzielenie się językiem jako mową, pokazanie kodu, w którym się funkcjonuje, budowanie relacji bądź o uwidocznienie i przetworzenie języka władzy (gatunkowej?), wydobycie go na zewnątrz, W tym wierszu to pies, nie człowiek, jest blisko ludzkich spraw, rozumie ludzkie problemy, dylematy, potrafi pocieszyć, okazywać uczucia. Jest blisko i kocha człowieka bezgranicznie, co nie zawsze jest oczywiste w skomplikowanych kontaktach między ludźmi. Z drugiej strony, pies w Polsce (i nie tylko) ma także konotacje negatywne – oznacza policjanta, który niekoniecznie odpowiednio wykonuje swój zawód.

Ciekawa jest oprawa graficzna tomiku Wojciecha Brzoski W każdym momencie, na przyjście i odejście. Na okładce znajduje się powiększone zdjęcie sierści. Trudno dociec, o jakie dokładnie konotacje pomiędzy zawartością książki a okładką chodziło grafikowi. Być może istotny jest sam fakt powiększenia, oglądania szczegółów, pojedynczych włosów, których w oddaleniu nie dostrzegamy, a więc patrzenie przez lupę. Poeta przygląda się bliżej takim zagadnieniom, jak miłość (przy czym wykorzystuje do tego podmiot męski i żeński) oraz śmierć, stara się dociec istoty obserwowanych przez siebie zjawisk. „Tożsamość narracyjna jego pisania jest, zdaje się, emblematem niezgody, próbą oparcia pisania na czymś, co trwałe, nawet w swojej zmienności” – zauważa Michał Czaja (Teologia popularna (Wojciech Brzoska: „W każdym momencie, na przyjście i odejście”). Tym tłumaczy krytyk przywracanie przez Brzoskę tematów takich, jak miłość i śmierć. Jednakże, zdarza się poecie być odrobinę sentymentalnym:

wakacje

było słońce, lupa, mrówki
było zajęcie, które zabija

czas.

tamtego lata mieliśmy
jakby zero lat.

pierwsza zabawa w
chowanego.

wiele zim później,
kiedy nocą wybiegłaś na schody,
po omacku krzyknęłaś do mnie:

gdzie jesteś, słońce?!

wtedy na niebo wyruszył księżyc,
zdziwiony obrotem
ziemskich spraw.

wziął nas pod lupę,
i znowu znalazłem się

sam.

Wspólna obserwacja przyrody, drobnych żyjątek, jest w tym wierszu początkiem rodzenia się miłości, początkowo dziecięcej, z czasem coraz bardziej dojrzałej. Fraza gdzie jesteś, słońce? brzmi pieszczotliwie, ale jest w niej też pewna doza rozpaczy i zagubienia. Brzoska świetnie zwielokrotnił jej znaczenie w wykonaniu muzycznym tego utworu (także w teledysku). Słońce to bliska osoba, dzięki której możemy prawdziwie istnieć, rozwijać się – bez niej nasz świat się załamuje, robi się nijaki i zimny. W swojej działalności poetyckiej poeta ten najbardziej przypomina mi wilka. Jako „zwierzę poetyckie” i muzyk kreuje podmiot liryczny niezależny, indywidualny, ale głęboko zanurzony w społeczeństwie i funkcjonujący w grupie. Jego spostrzegawczość pozwala mu podważać narodowe mity i ograniczony sposób myślenia, a więc działać na rzecz społeczności.

Jak wiemy, poezja jest dla ludzi. Jednakże, w znacznej mierze przypomina ona świat zwierząt. I choć te poetycko-zwierzęce dopasowania można potraktować nie całkiem poważanie, w niektórych przypadkach odzwierciedlają one problematyką poruszaną przez poetów i są zanurzone w języku, którego używają. Obserwowane przeze mnie zachowanie i zwyczaje kota, zająca i wilka dowodzą, że różnorodność gatunkowa sprzyja wielogłosowości. Poeci mają bowiem potężny głos – trzeba tylko trochę się postarać, żeby go usłyszeć. A Ty? Jakim „zwierzęciem poetyckim” jesteś?

Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterEmail this to someonePrint this page
Dział: Literatura, Relacja

Jolanta Nawrot

Urodzona w 1992 roku. Studiuje filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej ulubioną potrawą jest poezja, zwłaszcza gdy zostaje między zębami. Laureatka Konkursu Poetyckiego im. Klemensa Janickiego (2015), którego pokłosiem jest jej debiutancki tomik Płonące główki, stygnące stópki. Mieszka w Gółkowie i w Poznaniu.