fot. Flickr
— Gratulacje, wygrała pani w Loto!
— Nie, dziękuję, nie jestem zainteresowana.
— Ale to naprawdę! Rozdajemy polską literaturę najnowszą! W ramach wspierania czytelnictwa. Program taki, unijny…
— Dziękuję, nie jestem właścicielem numeru…
— Niech się pani nie rozłącza, kierownik mnie zabije, wie pani, jak to jest z biurokracją… Zresztą bohater też jest urzędnikiem. Znaczy, bohater tej książki.
— I nazywa się Józef K.?
— Jakby pani zgadła. Józef. I mamy motto z Procesu.
— Za to nie mamy fabuły?
— Jakby pani… Nie, fabuła jest! Ciąg przyczynowo-skutkowy! Żaden zbiór impresji, prawdziwe przyczyny i skutki. I humor! I są bohaterowie z konkretnymi cechami! Naprawdę. Klnę się na moje dyrektywy. Akcja, co prawda, trochę oniryczna…
— Trochę?
— Dobrze, złapała mnie pani, połowa akcji dzieje się w snach. Ale to są ciekawe sny, fabularne.
— I przy okazji symbolicznie znaczące?
— Mhm…
— Freud?
— Mhm…
— Mity, religie, klasycy?
— Mhm. Lubi pani Grecję?
— Zależy. Wspominał pan humor?
— O tak! Bohater jest przerysowanym, aroganckim snobem, takim zwyczajnym, szarym człowiekiem, który nie umie porozmawiać z ekspedientką, ale czytuje sobie klasyków do poduszki. I układa puzzle. Taki doktor House albo inny Sherlock. Zna pani ten typ: aspołeczny geniusz. Tylko tutaj żaden geniusz, prosty urzędnik.
— Odświeżające, przyznaję.
— Skrzyżowany z takim stereotypowym polskim inteligentem.
— To już mniej.
— I tego bohatera spotyka kapitalistyczne błogosławieństwo, które z każdym rozdziałem nabiera więcej cech klątwy. Przychodzi do niego tajemniczy posłaniec…
— …z imieniem znaczącym?
— …z imieniem znaczącym.
— To jak w Harrym Potterze.
— A owszem. Wie pani, nawet nie pomyślałem… Przychodzi do niego posłaniec z wieścią, że wygrał, nasz bohater znaczy, olbrzymie pieniądze. I od tego szczęścia wszystko się w uporządkowanym życiu bohatera zaczyna zmieniać.
— Z pieniędzmi źle, bez pieniędzy gorzej.
— Też prawda. Niemniej głównym problemem bohatera jest, że póki nie zostaną załatwione formalności, to on tych pieniędzy nie ma. Ma tylko kupon i nadzieję. Faza liminalna. Bohater jest pomiędzy tym nowym i starym życiem, przepoczwarza się.
— Łapię. I ten moment przejścia się mu przedłuża ponad miarę.
— Właśnie.
— A do tego ten palący kieszeń kupon… Każdy mógłby popaść w lekką paranoję.
— A nasz bohater to właśnie taki wypisz wymaluj everyman. Tylko trochę aspołeczny. Everyman, który staje na rozdrożu, dostaje nadzieję na całkowitą zmianę życia… I nie wiadomo przecież, czy to cud, czy to zwykłe kuszenie…
— I proces się dla niego zaczyna.
— Weryfikacyjny. Ale to odwołanie do Kafki nie jest całkiem puste. W tekście znajduje się sporo celnych obserwacji i kpin z naszej rzeczywistości.
— Biurokratycznej?
— Nieco szerzej. Z blokowisk, aspołecznych inteligentów, urzędów, naszych przeintelektualizowanych marzeń sennych…
— No, no, niech pan mówi za siebie. I za głównego bohatera. Mój dzisiejszy sen zawierał głównie Triss, Yennefer i…
— Geralta?
— …Olgierd z dodatku ładniejszy.
— Nie podejmuję się sporu. Ale skoro Wiedźmin, to podejrzewam, że śwint… ekhm, w momentach, które były, mówili cytatami.
— Tetmajerem. Świntuszą w tej książce?
— Nie bardzo.
— Bo bohater to stereotypowy polski inteligent. Faktycznie, wspominał pan.
— Ale aluzje w tej książce są. Liczne. Całkiem subtelne. I wynikają z fabuły i mają dla fabuły znaczenie.
— Aluzje pełnią funkcję w tekście?
— Też panią ten rarytas cieszy? A owszem. I jest humor. Uśmiechnie się pani co najmniej parę razy, zapewniam. Może nawet zaśmieje.
— Humor, fabuła, sensowne aluzje…
— Nawet zwroty akcji ma. I bohater nieco ewoluuje. I nie jest jednowymiarowy. Przecież nasz urząd nie wciskałby obywatelom chłamu.
— Urząd się nigdy nie myli? I książka jest genialna?
— Tego to bym nie powiedział.
— Którego „tego”?
— Obu. Rzecz jest lekka, więc chociaż bohater ma więcej niż jedną cechę, to głębokiej psychologii postaci nie ma co się spodziewać. I styl, niestety, jest nierówny. Zwłaszcza pod koniec narracja zaczyna popadać w przesadny manieryzm, zbędnie udziwnia, bawi się w Yodę… To jest w inwersje.
— Cóż, skoro się zbliżamy do momentu przełomu, przejścia i końca, to może jest to zabieg celowy? Znak, że coraz bliżej oświecenia?
— Z pewnością. Ale, powiem pani szczerze, skoro się tak nad tą popkulturą przygodnie związaliśmy, że jednak męczy.
— Doceniam. Skoro już pan taki szczery, to proszę, niech mi pan powie, co się stanie, jeśli przyjmę tę wygraną? Bohater się wszak, jak rozumiem, wplątuje w niezłą kabałę.
— Bohater owszem. Ale pani nic nie grozi. Przyjemnie spędzi pani półtorej godziny. Pośmieje się z bohatera, z jego neurotycznego bohaterzenia, z rzeczywistości, z urzędów…
— Z samej siebie?
— Zawsze. Spora część tego procesu, który Józef przechodzi, to zaplątanie w wieczne kwestionowanie siebie i własnych decyzji.
— Przekleństwo ponowoczesności. Życie w czasach po psychoanalizie równa się wielka nieskończona neuroza.
— Ano mniej więcej. Ta weryfikacja na kilku poziomach się odbywa. Nie taką znów płytką analizę naszego postrzegania świata przemycono pod całym tym humorem i fabułą. Jeśli będzie pani w nastroju, to trochę refleksji o problemach współczesnego podmiotu też pani w tekście znajdzie.
— Mhm. A książkę pan zamierza wręczyć osobiście?
— Jeśli pani miałaby czas, to ja bym się wprosił. Jeśli pani pozwoli.
— A wie pan… Tak mnie pan zachęcił, że owszem, zapraszam. Nawet na herbatę.
D. Flaszyński, Gratuluję! Wygrał pan w Loto, wyd. Fundacja Literatury im. Henryka Berezy, Szczecin 2015.