Teatr

Idę bez kwiatów, bez pól. Idę bez pór roku

054de6ca-f696-4bb6-9c95-178e1bed1114

fot. M. Zakrzewski

W ostatnim czasie można zauważyć w mediach i kulturze pewną tendencję do mówienia o rzeczach ważnych poprzez hiperbolizację i patos. Nie inaczej jest w przypadku kreowania obrazu wojny jako silnie zmaskulinizowanego, bohaterskiego zrywu czy też walki pełnej wzniosłych haseł. Kamila Michalak w spektaklu Trojanki proponuje o wiele subtelniejszy i bardziej wyrafinowany sposób obrazowania. Przedstawia drugą, często pomijaną, stronę historii: tę kobiecą, umiejscowioną pomiędzy wielkimi narracjami, nieheroiczną, lecz niezwyczajnie zwyczajną.

Kobiety. W historii bardzo długo spychane na drugi plan jako te mniej ważne, niepotrafiące decydować o własnym losie, nie wiadomo, dlaczego gorsze. W najnowszym spektaklu Teatru Polskiego w Poznaniu twórcy Trojanek oddają im głos i pokazują je w trakcie niezwykłego momentu historycznego. W chwili, kiedy to wspaniale i kwieciście opisani na kartach Iliady bohaterowie skończyli długą i wyniszczającą wojnę, losy Trojanek – jedynych ocalałych ze zdobytego miasta – wciąż się ważą, a o życiu kobiet decydują niewrażliwi na ich położenie bogowie. W początkowej, genialnej w swej prostocie, scenie spektaklu w reżyserii Kamili Michalak Posejdon (Wojciech Kalwat) i Atena (Małgorzata Peczyńska), niczym współcześni politycy, ściskają swe dłonie i sztucznie uśmiechają się do wyimaginowanych obiektywów, by za chwilę podjąć okrutną decyzję o losach Trojanek. Życie ludzkie w tej potyczce jest nieistotne. Liczy się zemsta i chęć odegrania się na nieposłusznych, butnych w swej irracjonalnej chęci samostanowienia ludziach.

Spektakl już od pierwszych chwil zaskakuje niesamowitą, niezwykłych rozmiarów scenografią (autorstwa Karoliny Fandrejewskiej) wykonaną jedynie z blach, na które pada czerwone światło reflektorów. W podstawie tej dekoracji umieszczone są (widok to w pierwszych chwilach nieco upiorny) głowy tych, które przetrwały dziesięć lat wyniszczającej wojny. Kobiety odgrywają w ten sposób, niemalże przez całe przedstawienie, rolę pokonanych, pozostawionych na pastwę losu i nieprzychylnych im bogów, ofiar wojny. Tylko głosem, pełnym cierpienia śpiewem, mogą opowiedzieć historię tych, którzy polegli, i tych, którzy czują się w obowiązku żyć nadal.

Trojanki muszą się zmierzyć z przeszłością – wszak Hekabe jest oskarżana, nawet przez najbliższe jej towarzyszki, o pośrednie wywołanie wojny trojańskiej przez to, że wydała na świat Parysa, od którego miałaby się zacząć klęska wszystkich Trojan. Muszą też stanąć przed wyzwaniem – jak żyć po stracie i czy żyć w ogóle.

To właśnie bezimienne Trojanki, stare i młode, zunifikowane w bólu i lamencie, odgrywają rolę zarówno antycznego chóru, jak i dość nietypowego, lecz uciążliwego wyrzutu sumienia – wymieniając liczne zbrodnie walczących i mordujących w wojnie trojańskiej mężczyzn. Na tle ich śpiewu rozgrywa się dramat Hekabe (Teresa Kwiatkowska pełna wewnętrznej, niedającej się wyrazić słowami, mocy), żony Priama – władcy Troi (Teresa Kwiatkowska), jej córki – wieszczki Kasandry (Elwira Janasik) oraz Andromachy – żony Hektora, która została sama z maleńkim dzieckiem (Marcela Stańko). To im Taltybios (Michał Kaleta) przynosi wciąż nowe, coraz bardziej okrutne wyroki. Choć bitewny kurz już opadł, to dla tych kobiet właśnie teraz wojna staje się najokrutniejsza, zmuszając je do (w najlepszym przypadku) długiej i niepewnej tułaczki lub do zostania niewolnicami mężczyzn z wygranego narodu.

Trojankach nie ma nieustannych zmian dekoracji, głośnej muzyki czy rozbudowanych scen zbiorowych. Dramat kobiet jest pokazany w sposób subtelny, niemalże szkicowy, jakby dopiero rodzący się w zarysie. Muzyką są tu chóralne, wykonywane a cappella śpiewy Trojanek, a czas odmierzany jest jedynie ciągłymi powrotami złego posłańca i jego obwieszczeniami o przyszłości kobiet (dodać niestety należy, że Kaleta zupełnie nie odnajduje się w tej roli i widać, że przychodzi mu ją grać z niejakim trudem). Więcej się tu sugeruje, niż mówi wprost. Delikatna gra światłem i skromne stroje dopełniają i celnie wpisują się w bardzo prostą, oszczędną estetykę spektaklu.

Michalak należy się wdzięczność za to, że w jej uwspółcześnionej wersji antycznego tekstu Eurypidesa wojna wreszcie ma w sobie coś z kobiety. Wojna w Trojankach posiada ludzką twarz jednostek pozostających na bitewnych polach. Nie tych pełnych patosu, dobrowolnie wysyłających na śmierć swych mężów i synów w imię wyższej sprawy. Choć pokonane, to jednak nadal żywe, muszą odbudować z rumowisk nowy, nie całkiem wspaniały świat. Twórcom spektaklu udaje się, bez zbędnych tłumaczeń, unikając niesubtelnych analogii,, nadać antycznemu problemowi uniwersalny charakter, łatwy do przełożenia na współczesne, całkiem bliskie doświadczenia kobiet, które codziennie konfrontują się z okrucieństwem wojny, nieobecnym w powszechnym dyskursie.

Kamila Michalak swą uwspółcześnioną wersją Trojanek Eurypidesa udowadnia, że o rzeczach ważnych można jeszcze mówić bez zadęcia, oddając głos tym, które do tej pory tkwiły na drugim planie. Wojna ma w sobie (wciąż i niestety) mnóstwo z kobiety. Warto o tym pamiętać.

Eurypides, Trojanki, Teatr Polski w Poznaniu
Reżyseria: Kamila Michalak, przekład: Zygmunt Węclewski, scenografia: Karolina Fandrejewska, kierownictwo muzyczne: Lilianna Krych, muzyka: Marta Śniady, dramaturgia: Barbara Klicka. Premiera: 4 marca 2016 roku

Share on FacebookShare on Google+Tweet about this on TwitterEmail this to someonePrint this page
Dział: Teatr

Natalia Dyjas

Natalia Dyjas, ur. 1991, absolwentka teatrologii, studentka filologii polskiej (specjalność edytorstwo naukowe oraz krytyka i praktyka literacka). Uwielbia rubaszne poczucie humoru. Czasem się zapomina i (niestety!) zmienia się w Białego Królika.